Wyszukiwanie


Przywiązanie do rozumu nie do końca jest rozumne. Usilne obstawanie przy rozstrzygnięciach rozumowych w każdej sytuacji naukowcy porównują do nałogu. Bo zdarza się, że lepiej zdać się na intuicję - lub to, co niektórzy nazywają łutem szczęścia.

2009-07-19 00:00

Myślenie ma przyszłość – mówi znane powiedzenie. Można by dodać, że szczególnie to rozumiane jako umiejętność analizowania sytuacji. Słowo „przemyślany” ma bardzo pozytywny wydźwięk, określenie kogoś mianem „człowieka myślącego” jest sporym komplementem. Z drugiej strony takie epitety jak „nieprzemyślany” czy tym bardziej „bezmyślny” mają wyraźnie pejoratywne zabarwienie. O ile jednak język zna sporo określeń na opisanie sytuacji, gdy ktoś myśli za mało albo wcale, to opisujących sytuację przeciwną jest w nim jak na lekarstwo. Sugeruje to, że w powszechnym przekonaniu myślenie nigdy nie szkodzi. Czy jednak nauka to przekonanie potwierdza?

Okazuje się, że istnieje pewna grupa sytuacji decyzyjnych, w których zasada „lepiej nad tym trochę pomyśleć” może okazać się wręcz szkodliwa. Oczywiście, nie chodzi mi o sytuacje proste, codzienne. Przecież gdy w sklepie, w którym czasem robię zakupy, wybieram jeden rodzaj bułek spośród trzech podobnych do siebie ceną i wyglądem, to nie poprzedzam tej decyzji dwudziestominutową dogłębną analizą wszystkich wad i zalet każdego z nich. Byłoby to absurdalne trwonienie cennego czasu. Większość ludzi podejmuje takie decyzje niemal intuicyjnie, zastanawiając się dosłownie przez chwilę. Są jednak wyjątki – uszkodzenie tzw. brzuszno--przyśrodkowej kory przedczołowej mózgu może upośledzać mechanizm odpowiedzialny za szybkie decydowanie. Znany neurobiolog Antonio Damasio w książce „Błąd Kartezjusza” wspomina, jak próbował umówić się z jednym ze swoich pacjentów na kolejną wizytę. Poprosił go, aby podał termin najbardziej dla siebie dogodny. Człowiek ten zaczął jednak szczegółowo analizować za i przeciw każdego z nich i po półgodzinnej samotnej deliberacji wciąż nie był w stanie zadecydować, kiedy znów przyjdzie do lekarza.

Uzależnienie od rozumu


Czy możemy jednak przesadzić z myśleniem w przypadku podejmowania poważnych, życiowych decyzji? Tak, jeśli przewlekłe analizowanie problemu ma jakieś skutki uboczne. W Stanach Zjednoczonych rozpada się ponad połowa małżeństw. W trakcie procesów rozwodowych sądy muszą m.in. rozstrzygnąć, kto z rodziców powinien opiekować się dziećmi. To zadanie jest szczególnie trudne, gdy właściwą opiekę mogą zapewnić i matka i ojciec, i oboje o nią zaciekle walczą. Takie sytuacje dodatkowo wydłużają postępowanie sądowe. A przecież istnieje wiele dowodów na to, że wielomiesięczne procesy rozwodowe bardzo negatywnie odbijają się na psychice dzieci – często są to tak silne urazy, że ważą na całym ich przyszłym życiu. Filozof decyzji Jon Elster wziął to wszystko pod uwagę i w książce „Salomonowe rozstrzygnięcia” zaproponował, aby o tym, z kim dziecko zamieszka po rozwodzie, rozstrzygało losowanie.
Pomysł ten na pierwszy rzut oka wygląda na co najmniej ekstrawagancki, by nie powiedzieć szokujący. Jesteśmy w stanie zaakceptować losowanie, gdy zależy nam na ślepej sprawiedliwości, ale nie wtedy, gdy pragniemy rozstrzygnięcia najmądrzejszego, najbardziej racjonalnego. Rezygnację z rozumu na rzecz ślepego losu większość z nas potraktuje jako formę kapitulacji intelektualnej, coś niegodnego człowieka XXI wieku, który – dzięki swemu intelektowi – tworzy cuda techniki i zmienia oblicze planety.

Elster uważa jednak, że wiele poważnych problemów naszej codziennej rzeczywistości rozwiązywalibyśmy skuteczniej, gdybyśmy głębokie deliberacje zastąpili bezstronnym losem. Przykładów nie trzeba szukać daleko – obserwacja rodzimej sceny politycznej nasuwa podejrzenie, że być może parlament funkcjonowałby lepiej, gdyby posłów wybierano w drodze losowania. Takie rozwiązanie byłoby zresztą powrotem do praktyk stosowanych w ojczyźnie demokracji – w starożytnych Atenach, w których losowano członków tzw. Rady Pięciuset. Elster nie ma wątpliwości – przywiązanie do rozumu nie do końca jest rozumne. Usilne obstawanie przy rozstrzygnięciach rozumowych w każdej sytuacji porównuje do nałogu i nazywa „uzależnieniem od rozumu” (addiction to reason).

Aktywni przegrywają

Ktoś mógłby argumentować, że przykład ze sprawami rozwodowymi jest dowodem nie tyle na niedoskonałość rozstrzygnięć rozumowych, co na słabość amerykańskiej machiny sądowniczej, i domagać się silniejszych dowodów na to, że czasem „myślenie za bardzo” może być szkodliwe. Takie dowody istnieją.
Przyjrzyjmy się na przykład inwestowaniu na giełdzie. Można to czynić w sposób aktywny lub pasywny. Pasywny inwestor kupuje akcje kilku spółek po to, by trzymać je przez długi okres, a potem odsprzedać z zyskiem. Inwestor aktywny stara się wychwycić wahania cen spółek i indeksów giełdowych, znaleźć w nich jakąś prawidłowość i zarobić na wielokrotnej operacji „kup tanio – sprzedaj drogo”. Najaktywniejszych inwestorów specjaliści określają mianem day traders, ponieważ potrafią kupować i sprzedawać akcje wiele razy w ciągu jednego dnia.
Pasywnemu inwestorowi nie bardzo zależy na zrozumieniu mechanizmów giełdy – wystarcza mu świadomość, że akcje przedsiębiorstw są zazwyczaj dobrą inwestycją. Inwestorzy aktywni wkładają sporo wysiłku w swoje decyzje inwestycyjne. Często stosują tzw. analizę techniczną wahań cen akcji, która ma im pomóc w przewidywaniu zmian wartości walorów. W większości przypadków okazuje się ona mało skuteczna, poza tym wielokrotne transakcje są kosztowne, ponieważ od każdej trzeba zapłacić prowizję. W efekcie okazuje się, że choć akcje giełdowe są generalnie zyskowną inwestycją, to większość najaktywniejszych graczy giełdowych traci na nich pieniądze, zamiast zarabiać.

Hazardziści myślą za dużo

W ciągu ostatnich kilku lat specjaliści usiłowali zbadać, na ile wiedza z zakresu statystyki może pomóc w zapobieganiu uzależnieniom od hazardu. Rezultaty okazały się dość zaskakujące. W marcu tego roku Robert Williams i Dennis Connolly opublikowali na łamach kwartalnika „Psychology of Addictive Behaviors” raport ze swoich badań. Dowodzą w nim, że studenci, którzy uczestniczyli w serii zajęć poświęconych matematyce gier losowych i pułapkom czyhającym na hazardzistów, co prawda wyraźnie lepiej rozumieli mechanikę gier (tj. w jaki sposób i ile kasyno zarabia na poszczególnych grach), ale wiedza ta w żaden sposób nie wpłynęła na ich skłonność do hazardu.
Wcześniej C.E.Y. Evans i jego współpracownicy badali osoby o różnym wykształceniu przy pomocy techniki zwanej zadaniem hazardowym (Iowa Gambling Task). Chodzi w nim o to, by spośród kilku talii kart, które, odsłaniane po kolei, zawierają karty z wygranymi i przegranymi o różnej wartości, wybrać tę talię, której karty per saldo przyniosą graczowi zysk. Okazało się, że lepiej wykształceni badani osiągali w tym zadaniu gorsze wyniki niż słabiej wyedukowani. Ten paradoksalny wynik uczeni tłumaczyli tym, że w zadaniu hazardowym za proces uczenia się odpowiedzialny jest mózgowy ośrodek powiązany z doświadczaniem emocji – przeżywając boleśnie kolejne straty, człowiek uczy się, jak ich unikać (jest to tzw. uczenie emocjonalne). W zadaniu hazardowym wykształceni w większym stopniu korzystali ze swojego intelektu, co z kolei upośledzało u nich uczenie emocjonalne. Rzadko się zdarza, by laboratoryjny eksperyment dowodził, że są sytuacje, w których lepiej kierować się emocjami niż rozumem.

Specjalista od hazardu patologicznego Kenny R. Coventry porównuje graczy do naukowców – starają się oni bowiem za wszelką cenę uporządkować rzeczywistość, z którą mają do czynienia i prognozować przyszłość na podstawie analizy minionych wydarzeń. A przecież hazardziści obcują ze zjawiskiem, które ze swej natury jest prawie lub całkowicie nieprzewidywalne. Co ciekawe, wbrew potocznym wyobrażeniom doskonale zdają sobie sprawę z tego, że gry losowe są tak zaprojektowane, by przynosić zysk kasynu. Natomiast problemem wielu graczy jest przekonanie, że swoim intelektem są w stanie zniwelować przewagę kasyna. Dopóki obstawiają intuicyjnie lub dla zabawy, nic im nie grozi – natomiast gdy zaczynają tworzyć „systemy” na ruletkę czy totolotka, gdy z uwagą słuchają rad „starych kasynowych wyjadaczy”, wówczas niemal na pewno wpadną w spiralę uzależnienia. W niektórych kasynach za niewielkie pieniądze można kupić czy nawet dostać za darmo opis tzw. strategii Basic, która pozwala grającym w blackjacka minimalizować przegrane. Przy grze w oparciu o tę strategię kasyno ma ciągle przewagę, ale bardzo małą – z każdych stu dolarów obstawionych przez gracza kasyno zarobi średnio jedynie 40 centów. Początkujący gracze kupują tę ściągawkę i stosują się do niej podczas gry, dobrze na tym wychodząc. Natomiast wielu doświadczonych hazardzistów woli grać po swojemu, przegrywając w efekcie znacznie więcej pieniędzy niż nowicjusze – od razu rzuca się w oczy analogia między hazardzistami a opisanymi wyżej graczami na giełdzie.
Zdolność do świadomego analizowania złożonych problemów jest tym, co odróżnia człowieka od reszty świata przyrody. W większości przypadków nasze błędne decyzje wynikają z pośpiechu i lenistwa intelektualnego. Są jednak sytuacje, w których – zamiast analizować i rozmyślać – lepiej jest zdać się na los, posłuchać emocji, czy trzymać się prostego schematu. Te sytuacje stanowią zdecydowaną mniejszość wśród problemów decyzyjnych, jednak sam fakt ich istnienia uświadamia nam, że warto zachować dystans do twierdzeń o bezgranicznej użyteczności intelektu. Uzależnienie od rozumu też może być szkodliwym nałogiem.

 

źródło: Charaktery